www.biebrza.org:

Rzeka Biebrza bierze swój początek u podnóża Wzgórz Sokólskich, Swój bieg rzeka rozpoczyna w okolicach Nowego Dworu na wysokości 157,5 m n.p.m., a uchodzi do Narwi w okolicach Wizny. Początkowo Biebrza płynie przez obszar wysoczyzny w kierunku północnym, w wąskiej dolinie o licznych zakolach. Po opuszczeniu wysoczyzny wypływa na obszerną pradolinę, zwaną Kotliną Biebrzańską. Tutaj wpływa do Biebrzy pierwszy prawy dopływ – rzeka Nurka. Od ujścia Rzeki Nurka zmienia kierunek na zachodni i płynie silnie meandrując przez coraz szerszą dolinę, pokrytą łąkami, turzycowiskami, olsami, brzezinami, łozinami. Mniej więcej od Krasnegoboru przyjmuje kierunek południowo zachodni, by przy Osowcu skręcić ostatecznie na południe. Na obszarze Basenu Górnego rzeka Biebrza przyjmuje ogólny kierunek zachodni. Szerokość doliny w tym miejscu ma do 4-5 km. Na tym odcinku jest zasilana przez lewobrzeżne dopływy spływające z obszaru wysoczyzny (rzeka Sidra, Kropiwna, Kamienna) oraz dopływy prawobrzeżne spływające z terenu Sandru Augustowskiego (rzeka Niedźwiedzica, Lebiedzianka z jej dopływem Jastrzębianką). Następnie rzeka Biebrza skręca na południowy zachód, gdzie płynie przez przewężony odcinek doliny o szerokości do 2 km. W okolicach Sztabina Biebrza wypływa na rozległy obszar Basenu Środkowego, gdzie szerokość doliny wynosi od 15 do 30 km. W środkowym biegu Biebrza jest zasilana przez rzekę Nettę i Ełk z jej dopływem Jegrznią. Tutaj uchodzi największy lewy dopływ Biebrzy – Brzozówka, płynąca zabagnioną doliną z Wysoczyzny Białostockiej. Pozostałe lewobrzeżne dopływy to niewielkie cieki spływające z obszaru wysoczyzny: Biebła, Boberka i Czarna Struga. Biebrza płynie w kierunku południowo-zachodnim, lewym skrajem doliny, wzdłuż krawędzi wysoczyzny. Pod Goniądzem rzeka Biebrza płynie w kierunku zachodnim, zatacza szeroki łuk i dalej w kierunku południowym. Poniżej Osowca do Biebrzy uchodzi Kanał Rudzki i wypływa ona na obszar Basenu Dolnego. Początkowo Biebrza płynie środkiem doliny, a następnie zachodnim jej skrajem, wzdłuż krawędzi Wysoczyzny Kolneńskiej. Jej lewy brzeg stanowi natomiast rozległa bagienna dolina. Na tym odcinku uchodzi do Biebrzy Klimaszewnica i Wissa oraz lewostronny dopływ Kosódka. W dolnym biegu Biebrza jest kręta i tworzy liczne boczne koryta oraz starorzecza. Ujście rzeki Biebrzy do Narwi znajduje się w okolicy wsi Ruś, na wysokości 99,6 m n.p.m. Powierzchnia zlewni Biebrzy wynosi 7057,4 km2, a długość rzeki to 162,8 km (w tym 156,5 km w granicach Biebrzańskiego Parku Narodowego). Oznacza to, że źródła Biebrzy znajdują się poza Parkiem.

System rzeczny rzeki Biebrzy charakteryzuje się dużą asymetrią. Prawobrzeżne dorzecze jest bardziej rozwinięte i stanowi 75,5% całości, natomiast część lewobrzeżna jedynie 24,5%.  Średni spadek Biebrzy od źródeł do ujścia wynosi 0,36‰, natomiast na obszarze doliny jest o połowę mniejszy – 0,15‰.

Średni roczny przepływ Biebrzy (SSQ) w okresie 1951-1995 wyniósł odpowiednio w Sztabinie – 4,86 m3/s, w Dębowie – 12,6 m3/s, w Osowcu – 22,8 m3/s i Burzynie – 34,0 m3/s. Odpływ rzeki Biebrzy charakteryzuje się sezonowością. Charakterystyczne są wysokie wiosenne stany wód będące wynikiem wód roztopowych, które powodują rozległe zalewy doliny Biebrzy. Natomiast w okresie letnio-jesiennym obserwujemy głębokie niżówki, spowodowane stratami na ewapotranspirację. Dolina Biebrzy cechuje się największą w Polsce pojemnością retencyjną wynoszącą 500 mln m3 – porównywalną do pojemności największych w kraju zbiorników wodnych.

W XIX i XX w. przeprowadzono szereg prac hydrotechnicznych i melioracyjnych, które zmieniły obraz sieci hydrograficznej w dolinie Biebrzy. Zmiany te wynikały z regulacji koryt rzecznych, budowy sztucznych cieków (kanałów) oraz sieci rowów melioracyjnych mających na celu  odwodnienie i osuszenie torfowisk.

Pierwszym obiektem hydrotechnicznym zmieniającym stosunki wodne był Kanał Augustowski, wybudowany w latach 1823-1839 do celów żeglugowych. Poniżej śluzy w Sosnowie trasa kanału biegnie przez otulinę i Park, wykorzystując skanalizowane koryto rzeki Netty aż do ujścia do Biebrzy w Dębowie. Kanał Augustowski budowany był głównie jako transportowa droga wodna łącząca Wisłę i Narew z Niemnem. Swoją podstawową funkcję, głównie jako szlak spławu drewna, spełniał do czasów międzywojennych. Po II wojnie światowej zaczęto go traktować jako szlak turystyki wodnej.

W latach 1846-1861 na obszarze Basenu Środkowego zostały wykonane kanały odwadniające, Rudzki i Woźnawiejski oraz kilka mniejszych, jak Kapicki i Łęg, które zmieniły w istotny sposób układ hydrograficzny tego terenu i do dnia dzisiejszego kształtują specyfikę siedlisk. Przejęcie całego przepływu wód rzeki Ełk przez Kanał Rudzki doprowadziło do powstania martwego koryta, które odprowadza jedynie wody opadowe z własnej zlewni. Natomiast Kanał Woźnawiejski przejął część wód rzeki Jegrzni wpływając na ich szybszy odpływ z odwadnianego terenu. Prace te wykonano głównie po 1844 roku, kiedy w Królestwie Polskim zapanował głód spowodowany mokrym latem i podtopieniem plonów. W konsekwencji administracja carska przeprowadziła szereg działań melioracyjnych, które miały przyczynić się do udostępnienia bagiennych łąk pod użytkowanie rolnicze, a tym samym doprowadzić do poprawy sytuacji ekonomicznej miejscowej ludności. Z tego samego okresu pochodzą melioracje wykonane w kompleksie leśnym Brzeziny Ciszewskie. W Basenie Dolnym cieki spływające z wysoczyzny i ginące w bagnach zostały przekształcone w rowy melioracyjne, uchodzące do Biebrzy. Tak powstała sieć rowów na Bagnie Ławki.

W przeszłości Biebrza odgrywała ważną rolę jako rzeka graniczna. Była podstawą ustalania granic początkowo jaćwiesko-mazowieckich, później także litewskich. Była na części swego biegu granicą między Koroną, a Litwą. Od północy Doliny Biebrzy sąsiadowało Państwo Krzyżackie, a później Prusy. Takie usytuowanie nie pozwalało na stałe osadnictwo na większą skalę, a sam teren był uznawany jako skuteczna naturalna rubież obronna i niejako chroniony z tego względu. Przez wieki Biebrza stanowiła ważną arterię komunikacyjno – handlową. Spławiano nią głownie drewno oraz płody leśne, ale także wyroby hutnicze, przemysłowe wytwarzane w tzw. Republice sztabińskiej. Ważnymi portami na niej były Lipsk, Dwugły oraz Goniądz. Znaczenie Biebrzy wzrosło znacznie po oddaniu do użytku Kanału Augustowskiego. W okresie międzywojennym i powojennym przeprowadzono szereg prac melioracyjnych na Bagnach Kuwaskich. Wykonano szereg kanałów: Kuwaski, Szymański, Łamane Grądy, Pieńczykowski.

W latach 60. i 70. XX w. w zlewni Biebrzy przeprowadzono regulację rzek oraz melioracje odwadniające doliny rzek. Obecne dopływy Biebrzy, jak Klimaszewnica i dolna Kosódka, są ciekami sztucznie wyprostowanymi w celu osuszenia torfowisk. W Basenie Górnym przeprowadzono regulację rzeki Nurki, Niedźwiedzicy, Sidry, Lebiedzianki, Jastrzębianki i Biebrzy (powyżej ujścia Niedźwiedzicy) oraz wykonano szereg rowów melioracyjnych w dolinach tych rzek. W Basenie Środkowym uregulowana została dolna Brzozówka oraz część rzeki Ełk.

Zmiany sieci hydrograficznej doprowadziły do szybkiego odpływu wód powierzchniowych oraz obniżenia się poziomu wód gruntowych. Odwodnienie terenów bagiennych wzdłuż wybudowanych kanałów, skutkowało zatrzymaniem procesów torfotwórczych i degradacją torfowisk w wyniku procesu murszenia, a dalej zmianą zbiorowisk roślinnych.

Biebrza jest typową rzeką nizinną o długości 165 km. Ogromna dolina tej rzeki jest przykładem jak wyglądały doliny innych naszych rzek , zanim zostały uregulowane. Wielka przestrzeń kotliny zachowała się niemal w naturalnym stanie i z tego powodu jest dla rzeszy naukowców swoistym laboratorium z unikatowa florą i fauną, nawet do końca jeszcze nie poznaną. Jest bezcennym siedliskiem, w skali światowej, dzikich zwierząt związanych z biotopami wód i bagien. Dzięki staraniom wielu naukowców, miłośników przyrody  9 września 1993 roku powołano Biebrzański Park Narodowy. Jest to pod względem powierzchni największy Park w Polsce. Siedziba BPN mieści się w Osowcu Twierdzy.

 

https://www.biebrza.org.pl/plik,5027,zarzadzenie-nr-5-2021-w-sprawie-sposobow-udostepniania-obszarow-bbpn-w-celach-turystycznych-i-rekreacyjnych-pdf.pdf

 

Zygmunt Gloger, Dolinami rzek, opisy podróży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu i Biebrzy. Warszawa, 1903:

Rzeka, o której dolinie mam mówić, zwana przez lud polską Biebrzą, a przez jego sąsiadów bliżej źródła Bobrą i Biebrą od wielkich ilości bobrów, zamieszkujących niegdyś jej wybrzeża, jest największym z dopływów Narwi. (…) Źródła Biebrzy leżą o dwie mile od Grodna, w okolicy miasteczka Nowego Dworu, w powiecie Grodzeńskim. W tejże okolicy Biebrza zaczyna stanowić granicę między gubernią Grodzeńską a Królestwem Polskiem i tworzy ją na całej długości owego wąskiego przesmyku tej jakby szyi Królestwa Polskiego, stanowiącej połączenie dwóch guberni: Łomżyńskiej i Suwalskiej. Przy podstawie tego przesmyku, gdzie Biebrza wpada do Narwi, obie te rzeki tworzą tak zwane w ludowej mowie “widła”, w których rozpostarły się szeroko łąki i trzęsawiska, a w samych prawie widłach leży kilkunastomorgowa jakby wyspa piaszczysta, na której w czasach starożytnego użycia krzemienia, znajdowała się jakaś znaczniejsza sadyba ludzka, w tem zlaniu się doliny Biebrzy i Narwi położona. Dziś w miejscu powyższem, zwanem Kępą Giełczyńską, wznosi się z wieżyczkami, naśladującemi stary styl francuskiej gościnny dom państwa Fleury. Tutaj to właśnie zamiłowany w archeologii właściciel Kępy przygotował naszą wycieczkę, która jest przedmiotem niniejszego opisu. Ponieważ Biebrza płynie dość bystro, żeglowanie więc od jej ujścia, gdzieśmy się znajdowali, w górę rzeki, byłoby bardzo powolnem i uciążliwem. Postanowiono przeto łódź naszą umieścić na sześciokonnym wozie i dobrawszy jeszcze inny jaki wehikuł, jechać w łodzi prawym brzegiem końmi aż do miasteczka Goniądza, tam spuściwszy statek na wody Biebrzy, powrócić na Kępę z biegiem rzeki. Pomysł ten podobał się wszystkim, a mnie dogadzał podwójnie. Mogłem bowiem końmi przejechać wzdłuż prawie całą dawną ziemię Wizką, ciągnącą się prawym brzegu Biebrzy,  a z powrotem wodą poznać dolinę i koryto tej rzeki. (…) Ziemia Wizka jedna z dziesięciu, składających dawne województwo Mazowieckie (były niemi: Warszawska, Czerska, Liwska, Zakroczyńska, Wyszogrodzka, Ciechanowska, Różańska, Nurska, Łomżyńska, Wizka), należała do tych pospolitych zresztą okolic nad Narwią, w których przed jakiemiś pięciu wiekami, nie było prawie zupełnie ludności kmieciej i poddańczej, tylko rzesza wolnej szlachty, składająca całą ludność miejscową. Drugiej, podobnej pod tym względem do Mazowsza krainy, nietylko nie było w Słowiańszczyźnie, ale któż wie, ażali była i po za jej granicami w Europie. (…) Jedziemy ze szczegółową mapą w ręku, objaśniającą nam nazwy wiosek i kierunek najmniejszych drożyn. Woźnica nasz siedzący w dziobie łodzi nie radzi wierzyć temu papierowi, nie przypuszczając, aby w dalekim mieście, gdzie mapę nadrukowano, mogli ludzie wiedzieć takie szczegóły, jakich nie wiedzą  nawet niektórzy nad Biebrzą urodzeni parafianie. Ja patrzę w mapę i wskazuję kierunek, bo nie jedziemy żadnem traktem, woźnica nie wierząc w mapę, rozpytuje się o drogę ludzi. A ludzi nie brakuje. Na widok łodzi zaprzężonej w sześć gniadoszy i powożonej przez stangreta z galonem na czapce z walizkami i samowarem po środku, ludzie w domostwach cisną się do okień, dziatwa włazi na płoty i wrota, aby się lepiej dziwowisku przypatrzeć. Dziewczęta szlacheckie są może najciekawsze, ale która ładna, to się chowa za matkę, lub za węgieł swego domu. Takie bowiem widzą dziwo, że im przychodzi pewnie na myśl Antychryst, który będzie jeździł po świecie, jak zapowiadają stare baby. (…)

Wioski polskiej szlachty wyłącznie posiadają domy drewniane i słomą kryte, są dość zacieśnione, a obejmują zwykle po kilkunastu, a nierzadko po kilkudziesięciu dziedziców zagrodowych. Ulice wiejskie na szczęście nie brukowane, bo gdzie się zdarza kawałek bruku, to nie wiadomo kędy go wyminąć. (…)

Korab nasz ziemnowodny zatrzymał się na chwilę u przeprawy nad rzeką Wissą, prawym dopływem Biebrzy. Właściwie nie było tu żadnej  przeprawy, bo ani promu, ani mostu, tylko bród dość głęboki z dnem rzeki najeżonem kamieniami. Trakt nie prowadzi tu żaden, tylko przegon na pastwiska i do lasu, przez który wypadła nam najbliższa droga. Pasterze i pasterki, powracający z za rzeki, przebywali heroicznie bród pieszo, na wzór pędzonych przed sobą jałowic i nieuków, unosząc tylko swoje tuniki wysoko, co jednak nie obrażało ich skromności, gdyż do pewnego stopnia ukrywały tę nagość ich postaci przeźroczyste nurty Wissy. Wjeżdżaliśmy w bród bezpiecznie, bo gdyby wóz nasz nie gruntował, to siedząc w łodzi mogliśmy na niej wypłynąć. W rzeczywistości pokazało się jednak inne niebezpieczeństwo, gdyż wóz zanurzywszy się po osie, nagle wjechawszy na duży kamień podwodny nachylił się tak mocno, że chwilowo byliśmy pewni iż z walizkami, a co najmniej z bigosem wziętym w drogę, zostaniemy wysypani w wodę rzeki i łodzią naszą nakryci. (…)

Już obraliśmy sobie legowisko i zaczęto rozniecać na drodze wzbronione w lasach ognisko, w nadziei, że rządowi leśnicy (był to bowiem las skarbowy) nie mają zwyczaju pilnowania go po nocach, gdy nagle do uszu naszych doszło jakby dalekie wycie, a potem pewien niby łoskot, niby turkot, niby grzmot przeciągły, który to przycichał, to znowu wzrastał chwilami. Był to wreszcie zupełny tętent jakby kilku chorągwi pancernych, biegnących cwałem w naszą stronę po długim moście. Łoskot ten potężniał szybko i zmieniał się w huk groźny, gwałtowny, a świat drżał i zdawał się walić w przepaść. Nagle między sosnami ukazało się dwoje potężnie jaskrawych ślepi i buchnął nad nami snop iskier jak z paszczy Lucypera czy Belzebuba. Konie rzuciły się w bok, a woźnica wrzasnął: Wszelki duch Pana Boga chwali. Była to owa północ, uprzywilejowana doba duchów piekielnych, ale także i godzina, w której pociąg kolei Brzesko-Grajewskiej przebiegał tędy z Goniądza do Grajewa. Ponieważ nie mogliśmy korzystać po zachodzie słońca z mapy,  więc nie wiedzieliśmy, że już tak daleko posunęliśmy się w drodze i że jesteśmy kilkadziesiąt kroków od plantu kolejowego. Było to odkrycie bardzo miłe, zaraz bowiem za linią drogi żelaznej znajdowała się wieś Osowiec, do której pragnęliśmy ściągnąć na noc i gdzie mieliśmy zastać drugi nasz wóz z wioślarzami i obrokami dla zdrożonych koni. Ruszyliśmy zatem do Osowca, gdzie oczekiwał nas smutny zawód. Ludzie z furażem na umówione miejsce nie przybyli i można było tylko domyślać się, że nie przyjechawszy tutaj przed nocą, zbłądzili w lasach. W pośrodku Osowca i szerokiej ulicy wiejskiej, jak ratusz na rynku małego miasteczka, stała poważnie obszerna, staroświecka, z podsieniami gospoda. Nie byliśmy głodni, chodziło tylko o siano dla koni na popas, a dla nas na posłanie. Usłużny arendarz  zaprosił nas do szopy, na której połowa starej strzechy była zdjęta, bo nową poszywano. Na górze tej szopy znajdowało się sporo siana, a że o noclegu w gospodzie miliardem much, mowy nie było, radziliśmy tylko, jak się na owo siano dostać, gdyż o wschodach mowy nie było, a znaleziona w szopie drabina świadczyła, że niegdyś posiadała dziesięć szczebli, z których pięć brakowało, a drugie pięć było połamanych. Musieliśmy tedy przypomnieć sobie wszystkie nasze ćwiczenia gimnastyczne z czasów szkolnych, dzięki którym z energicznym wysiłkiem i wzajemną pomocą dostaliśmy się wreszcie na siano. Jak drzewo na leśnym wyrębie, tak niebawem legliśmy wszyscy nieruchomi, w śnie twardym pogrążeni, z tą chyba tylko różnicą, że drzewo dopóki stoi, to szumi, a my leżąc, chrapaliśmy kwintetem, każdy odpowiednio do swego wieku, budowy gardła i nosa. W śnie powtarzają się zwykle widziadła, osnute na wypadkach dnia ostatniego. Więc i mnie przesuwały się w sennej wyobraźni korpulentne postacie Ondyn i Rusałek z nad Wissy, a potem nocleg w puszczy i walka z potworami ziejącymi na wzór lokomotywy ogniem, a gdym się zamierzył na jednego, wówczas krzyknął śpiący obok mnie sąsiad, któremu moja nader ciężka ręka na nos upadła. Biebrza, wijąc się kręto wśród łąk, zielonych i gęstych stogów siana, w brzasku porannym dymiła ławami oparów. Różowa łuna rannej zorzy zwiastowała dolinie rychłe przybycie zza lasu słońca, któremu przyroda zgotowała na powitanie nieporównaną woń świeżych łąk i gajów nadbiebrzańskich. Oddychałem głęboko całą piersią i myślałem sobie w tej chwili, jacy też to są biedni i godni politowania ci mieszczanie po wielkich miastach, którzy w swych okazałych kazamatach, w kajdanach puchowych pościeli i w zaduchu pachnideł, nigdy tak uroczego wschodu słońca nie widzą i krwi swojej wonią rosy porannej nie krzepią, ani duszy widokami tej dziwacznej natury, która wychowuje na niwie umysłu najszlachetniejszy ze wszystkich kwiatów, kwiat miłości do rodzinnej zagrody i domowego ogniska ojców swoich. (…)

Dokazawszy z prawdziwą zręcznością sztuki zejścia z szopy po drabinie bez szczebli, podążyliśmy do gospody. Gospoda osowiecka była jeszcze ciekawym typem drewnianego, polskiego budownictwa na zapadłym Mazowszu. Wzdłuż całego frontu, budynek miał podsienie, czyli krużganek wsparty na ośmiu wyrzynanych słupach, połączonych dwunastu łukami mniejszymi i jednym dużym (wprost bramy). Nad bramą, która wiodła do sieni wjazdowej na przestrzał, cieślan wyrzezał datę Die 2 mai A. D. 1769. Gospód podobnych już chyba niewiele w kraju pozostało. Przyniosłem więc papier i ołówek, aby zdjąć podobiznę staruszki trzymającej się jeszcze czerstwo i prosto. (W kilka lat później, w miejscu wsi Osówca i gospody powyżej wzniesioną została forteca Osowiecka). (…)

Teraz dopiero przyjechali nasi wioślarze którzy powinni byli wyprzedzić nas wczoraj w Osówcu. Opowiadali, że nic innego tylko “złe” wprowadziło ich na manowce i zabłąkanych wodziło przez noc całą po lasach. (…) O niecałą milę powyżej Osówca, na wyżynach lewego brzegu Biebrzy, leży stare podlaskie miasteczko Goniądz,  niegdyś w XIV wieku przedmiot sporów granicznych między Mazowszem i Litwą. Tutaj w wieku XVI urodził się głośny polski aryanin, zwany pod nazwą Piotra z Goniądza.

Obecnie posiadał Goniądz, dwie jeszcze osobliwości, a mianowicie: uczonego proboszcza, kanonika Małyszewicza, wychowańca uniwersytetu wileńskiego, znakomitego hebraistę i bibliomana, obsługującego w osiemdziesiątym roku życia wikaryusza parafię goniądzką, liczącą 12,000  ludności katolickiej – i w pośrodku rynku starożytny ratusz drewniany, który już dawniej odrysowałem, jako ginący zabytek polskiego budownictwa minionych stuleci. (…)

Okolica Goniądza (…) Trzy wsie: Mońki, Moniuszki i Moniuszeczki, są pierwotnem gniazdem rodziny Moniuszków, z których Stanisław, dziad sławnego kompozytora, przeniósł był się z tutejszego Podlasia do ówczesnego województwa mińskiego. We wsi Wroceniu nad Biebrzą, w starem gnieździe Wroceńskich vel Wroczyńskich, odrysowałem dwór drewniany z XVIII wieku, którego szkic tu dołączam, jako bardzo typowy, a z najzapadlejszego kąta Podlasia pochodzący.

Zgromadziwszy zdobyte w dniu dzisiejszym szczątki prastarej kultury krzemiennej do łodzi, spuszczonej już na fale Biebrzy, a sterowanej przez rybaka ze wsi Wierciszewa, nazwiskiem Dzieniszewskiego, płyniemy teraz spod Goniądza w dół tej rzeki, mając przed sobą do jej połączenia się z Narwią przy kępie Giełczyńskiej, około ośmiu mil wodnej drogi. O pół mili poniżej Osówca, leży wieś Sośnia na lewym brzegu Biebrzy, oddalona od tej rzeki około tysiąc kroków. Pomiędzy wioską a Biebrzą, pośród łąk i moczarów, znajduje się piaszczysta wyspa, kilkanaście morgów rozległa, nazywana przez lud okoliczny Szwedzkim mostem. Miano to pochodzi naturalnie z czasów wojen szwedzkich, kiedy Szwedzi, idąc z Prus książęcych w głąb Polski, przeprawiali się tutaj z Mazowsza na Podlasie (…). Od wsi Sośni do owej wyspy piaszczystej wśród błot, istnieje dotąd ślad sypanej w czasach dawnych grobli, ale od strony Biebrzy do tej wyspy nie ma już grobli ani śladu. Podjechawszy więc wodą o ile można było najbliżej, musieliśmy przebrnąć przez kilka bardzo grząskich i gęsto zarosłych łożysk i wyciągających z błota jedni drugich, lub brodząc przez odnogi rzeczne, dotarliśmy nareszcie do celu, który wynagrodził nam sowicie nasze trudy i przeszedł wszelkie oczekiwania. Kilkunastu bowiem morgowa powierzchnia lotnych piasków tak była gęsto zasiana nałupanym w starożytności krzemieniem, że pod blaskiem promieni słonecznych lśniła się jakby szkłem posypana. Takiej obfitości okrzosków, powstałych przy obrabianiu narzędzi krzemiennych w starożytności, nie spotkałem nigdy, choć już w ciągu lat kilkunastu tak zw. Stacyi krzemiennych na przestrzeni od Karpat do Dźwiny wyszukałem. Widocznie miejscowość ta posiadała dla bytu i potrzeb pierwotnych mieszkańców warunki pierwszorzędne i musiała być w starożytności najznaczniejszą i najludniejszą w dolinie Biebrzy osadą. (…) Pod wrażeniem pomyślnego odkrycia tak bogatej w zabytki krzemienne miejscowości, jeden z młodych towarzyszów naszej wycieczki rzekł do wieśniaka, który przyszedł z wioski i przyglądał się ciekawie  naszym poszukiwaniom: Albo wy wiecie, moi ludzie, jakie tu macie skarby na tych waszych piaskach! Chłopek, usłyszawszy to, podążył co żywo do wsi i wiadomością o “skarbach” poruszył i zaniepokoił całą gromadę. Po chwili ujrzeliśmy kilkunastu ludzi, postępujących poważnie ku nam, zwolna, od strony Sośni. Idący na ich czele sołtys, chłop wysoki i barczysty, typ Mazura o płowych włosach, niebieskich oczach i trochę orlim nosie, miał na piersi zawieszoną u guzika, na sznurku owalną blachę, jako urzędową oznakę swojej godności. Kilku innych zapatrzyło się w kije, których jednak widocznie wstydzili się, bo postępowali do tyłu. Kiedy ludzie ci podeszli do nas, wystąpił sołtys i oznajmił tonem przyzwoitym, ale stanowczym, że ponieważ nie pytaliśmy się gromady, czy nam pozwoli zbierać krzemienie na swoich gruntach, więc gromada zabrania tego obecnie. Próbowaliśmy objaśnić wieśniaków, że te krzemienie nie posiadają dla nikogo wartości pieniężnej, że były to naszczepane w bardzo dawnych czasach, kiedy jeszcze kruszców nie znano, a zbieramy je przez prostą ciekawość i jako pamiątkę pracy ludzkiej z najdawniejszych czasów. Chłopi logicznie odpowiedzieli nam na to, że jako ludzie prości, nie posiadający nauki, nie mogą wiedzieć, co dla kogo ma jaką wartość, ale to rozumieją, że po przedmioty bez wartości nikt by z daleka nie przybywał i przez takie bagna nie brodził. (…)

Biebrza należy do systemu kanału Augustowskiego, który wpadającą do niej w pobliżu Goniądza rzekę Nettę (czyli jak podobnie dawniej nazywano, Niętę, albo Miętę), łączy z Hańczą, dopływem Niemna. Tym sposobem przez Hańczę Czarną, kanał, jezior, Nettę, Biebrzę i Narew, można żeglować z Niemna do Wisły i odwrotnie. (…)

Płyniemy teraz krajem samych łąk, krajem pustym, a jednak bardzo charakterystycznym i typowym. Dolina Biebrzy ma tu ogólny kierunek z północy na południe, z lekkim zwrotem ku zachodowi. Wśród niziny, stanowiącą rozległą równinę łąk, wije się kręto wstęga czystej, na kilkadziesiąt kroków szerokiej i na kilka łokci głębokiej rzeki, z dnem w niektórych miejscach piaszczystem, a nigdzie kamienistem. Nie spotkamy tu wśród łąk ani pagórków, ani lasów, ani wiosek ani pojedynczych siedzib ludzkich. Wszędzie tylko łąki i łąki, a na nich jakby całe miasta stogów pięknego siana, postawionych po świętym Janie Chrzcicielu, skrzętną ręką rolnika na podłoży z palików, żeby woda w razie powodzi nie uniosła stogu. Wioski tu dojrzeć jeno można na dalekich wyżynach, nie podlegających zalewą Biebrzy, a zamieszkują w nich na prawym brzegu Mazurzy, na lewym Podlasianie, tu i tam prawie sama drobna szlachta, nie różniąca się od siebie mową, ubiorem, ani obyczajem; lud dość zamożny, posiadający i ryby, i grzyby, i nabiał, bo siana i pastwisk pod dostatkiem. Wśród tego bezbrzeżnego stepu bujnych łąk, łódź naszą unosi bystry, przejrzysty i przeważnie dość głęboki, o twardym dnie nurt Biebrzy, stanowiący tu odwieczną granicę między Podlasiem i Mazowszem. Płyniemy piękną jakby drogą, wśród dwóch szpalerów bujnych traw, kwiatów nadwodnych, wielkich liści i wpośród krzewów gęstej wikliny i łozy. Bóg nawet tej jednostajnej nizinie nie poskąpił wdzięku i piękna, które uderza w przyrodzie, tylko w jednych miejscach majestatycznym blaskiem promieni, a w innych płynie strugą bledszego światła. – Słońce – mówi Kraszewski – widzą wszyscy, nawet trochę ślepi, gwiazdkę malutką dostrzeże oko,  które po niebie szukać się jej nauczyło. Zdawałoby się, że płynąć kilka mil i nie spotkać ani wioski, ani rybaka, ani lasu, tylko widzieć samą wodę, łąki i stogi, to musi znużyć oko wędrowca. A jednak znużenia tego ja nie doznałem ani na chwilę. Przecudna wszędzie zieloność. Gdzie tylko spojrzysz okiem, rozmaitość różnych bujnych kwiatów i roślin kąpiących się w słońcu, przeglądających się w wodzie, powietrze przesycone jakąś dziwną świeżością, wonią siana i ziół nadwodnych. Czasem zakwili jakimś smętnym głosem w gąszczu wikliny mały, samotny ptaszek, jakby duch zbłąkany, sierocy wśród pustkowia. W jednem miejscu, na bezludnym brzegu, stała wśród bujnego sitowia uwiązana u pala na łańcuchu zamkniętym kłódką, porządnie pomalowana na biało i niebiesko czyjaś łódka. Wioślarze objaśnili, ze to łódka pana Haraburdy, właściciela Mroczek, posiadającego rozległe łąki nad Biebrzą. (…)   

Słońce staczało się z pogodnego obszaru nieba za dalekie wzgórza i lasy, a piękny wieczór letni z wolna przysłaniał mrokiem cichą, zieloną, rozległą dolinę Biebrzy. Na błękicie niebios ukazały się najprzód gwiazdy większe, jak śmielsze, potem zamigotały mniejsze, a w końcu wysypało się tyle tego mrowia na łan niebieski, że i rachmistrz koronny nie policzyłby wszystkich światełek. (…)

Z wyżyny Brzostowa roztaczał się piękny widok w noc księżycową na wijącą się u stóp wzgórza sinosrebrzystą, zwierciadlaną wstęgę Biebrzy i rozległą krainę nizin zabiebrzańskich w powodzi srebrnego światła, pod stropem ciemnej głębi lazuru nieba. Płynęliśmy dalej, siadłszy do łodzi, która sunęła się cicho, poważnie, bez plusku wioseł, jedynie unoszona prądem wody, bo zdawało się, że nikomu nie pilno do domu, że każdy pragnie, aby noc tak piękna i żegluga tak miła trwały jak najdłużej, bez końca.
(…)  Sen zaciężył i na powiekach młodzieży. Młodzi ludzie, wychowani nie po miejsku, ani cudzoziemsku, ale rzetelnie po polsku, mają w sobie zawsze coś rycerskiego i nie potrzebują do snów żadnych wygód, czując głęboki wstręt do zniewieściałości. (…) Łódź przy świetle księżycowem przedstawiała jakby obraz pobojowiska, na którem cała załoga okrętowa poległa, oprócz sternika. (…) Łódź nasza płynęła jak liść jesienny, rzucony na wody leśnej strugi, wreszcie stanęła cicha, nieruchoma, zatrzymana o gęsto pływające białe lilie wodne i szerokie liście żółto kwitnącego grzebieniu. Na wschodzie spoza gąszczów łozy i zrzadka rozsianych po nizinie krępych dębów, witał nas różowy brzask jutrzenki. Dzikie kaczki i cyranki, powracające z noclegu na szerszych wodach, do żerowisk błotnych, zaczęły wartkim szmerem swego lotu przerzynać głęboką cisze przedświtu. Żarłoczny, stary szczupak, ten wilk wodny, rano do łowów wstający, w pogoni za zdobyczą rzucił się gwałtownie ponad wodę, roztaczając pierścienie fal od brzegu do brzegu…